Padał deszcz. Było pochmurno i smutno w całej Turilii. Rośliny o tęczowych, żywych kolorach nagle jakoś poszarzały. Żadne ze zwierząt nie miało ochoty dziś wychodzić na zewnątrz. Wszystkie siedziały w swoich norach, dziuplach i jaskiniach.
Taylor nie wyróżniała się. Leżała w ciepłej grocie i rysowała kamykiem po ścianie, który zostawiał za sobą blady ślad. Jej obrazek nie był zbyt piękny, ale ukazywał najszczersze uczucia. Przedstawiony był tam Oscar. Ten miły, zabawny i przygłupi kocurek, oraz ten odrzucający od siebie i wrogo nastawiony do całego świata. Niektóre fragmenty rozmazywała łapką, a inne poprawiała trawą tak, że rysunek stawał się wyraźniejszy. Zagłębienia w skale i szczeliny znacznie utrudniały rysowanie, ale kotka się tym nie przejmowała. Po prostu chciała mieć jakieś zajęcie. Nagle usłyszała jakiś trzask przed swoją grotą, jakby złamanie patyka. Spojrzała w stronę wyjścia, które przesłonięte było lianami. Dźwięk już się nie powtórzył. Taylor wzruszyła ramionami i znów chwyciła za rysujący kamień. Nie minęło kilka minut, a z dworu znów dobiegł jakiś dźwięk. Tym razem przypominał uderzenie ciężkiego głazu o ziemię. Kotka zostawiła wszystkie rzeczy i skierowała się w stronę wyjścia. Strach zaciskał jej swoje szpony na gardle. Dotknęła łapą "zasłonę" z lian i jednym szybkim ruchem przesunęła rośliny. Pośród ciemności ukazały się świecące, czerwone oczy, które zaczęły wędrować w stronę kotki. Nagle postać skoczyła do naszej bohaterki. Ta uchyliła się, a siwe zwierzę wylądowało na jednej ze ścian jaskini. Podniosło się z trudem. Trzymało w łapce jakąś rzecz zapakowaną w liście. Zwierzęciem tym okazał się Oscar. Zdumiona Taylor stała z otwartym pyszczkiem i wpatrywała się w przybysza.
-Co ty tu robisz?- Szepnęła zdezorientowana.
-Przyszedłem cię przeprosić.- Powiedział z dużymi przerwami między słowami i głaszcząc swoją potłuczoną łapkę.
-Poważnie?!- Krzyknęła uradowana- Myślałam, że się gniewasz!
Szczęśliwa kotka podbiegła do Oscara i przytuliła go. Nie obchodziło ją to, że przed chwilą się śmiertelnie się przestraszyła. Teraz ważny był tylko on i jego przyjaźń.
-Przyniosłem ci prezent. Pomyślałem, że się ucieszysz.- Powiedział i podniósł z ziemi paczuszkę z liści. Rozpakował ją, a oczom Tay ukazał się naszyjnik stworzony z różnorakich roślin. Wyglądał jak tęczowa plątanina flory przyozdobiona kilkoma piórkami o żywych kolorach, a na jego końcu był błyszczący, zielony kamyczek. Kot wyciągnął łapki w stronę błękitnookiej i założył jej wisiorek.
Na pyszczku naszej bohaterki pojawił się szczery uśmiech.
Wydawało jej się jakby cały świat nagle stał się bardziej kolorowy i piękny. Oscar odsunął się od niej na kilka kroków, a jego pysk zaczął wykrzywiać się w uśmiech, jego nosek się zmarszczył, a brwi niebezpiecznie skierowały się ku niemu. To nie był uśmiech radości. Przemawiało przez niego zło, oczy lśniły czerwienią. Tay przestraszyła się przyjaciela. Naszyjnik z roślin zaczął się powoli zaciskać. Próbowała go zerwać, ale nie udało się. Pazury też na nic się nie zdały. Nie rozważając innych opcji wybiegła z groty. Pędziła przed siebie, bo wiedziała, że Oscar jej nie pomoże. Teraz jest zły i nie było co do tego wątpliwości, choć w głębi serca jeszcze czuła, że jest w nim odrobinka miłości. Biegła i traciła oddech. Szary świat tracił kontury i stawał się ciemniejszy, a rośliny coraz mocniej się zaciskały. Upadła na ziemię. Przed oczami miała już tylko mrok...
___________________________________________________
Z rysunku nie jestem zadowolona... Wyszły za duże oczy i głowy. :( Ale trudno. Następnym razem bardziej się postaram ;) Kontynuacja przygód Taylor w następny piątek.
piątek, 12 grudnia 2014
piątek, 5 grudnia 2014
Przyjaciel?
"Z pewnością jest chory, albo może nie chciało mu się dzisiaj wstawać..."- myślała kotka.
Nagle na polanę wszedł długo wyczekiwany, szary kot. Jego wygląd jakby troszeczkę się zmienił. Oczy świeciły, a z pyska wystawały duże, dolne kły. W powietrzu czuć było napiętą atmosferę.
-Gdzie się podziewałeś Oscar?- zapytał łagodnie Cristo- Miałeś coś pilnego do zrobienia? Czy może coś się stało?
-Nie chciało mi się przychodzić na te nudne lekcje!- Krzyknął kot z lekkim uśmieszkiem na pyszczku.
Jego zachowanie było okropne. Nigdy nawet nie śmiał dyskutować z nauczycielem, a co dopiero wypowiadać się do niego w taki sposób. Usiadł obok swojej błękitnej koleżanki i patrzył na Cristo czekając na jego reakcję.
-Nie odnoś się tak więcej Oscar. Uspokój się.-Rzekł z opanowaniem, cierpliwy jak zwykle pegaz.
-Będę robił co mi się podoba.-Szepnął kot.
Nauczyciel nie usłyszawszy mruczenia nastolatka, kontynuował lekcję, a Oscar ani słowem nie odezwał się do przyjaciółki. Tay pomyślała, że może się obraził, a jego wygląd zaciekawił ją mocno, ale nie pytała się go o nic, też siedziała bez ruchu.
-Pamiętajcie koty-mówił nauczyciel- nie ważne z jaką prośbą się do mnie zgłosicie, to ja wam pomogę. Nie ważne też gdzie będziecie... Zawsze możecie ze mną porozmawiać.- Patrzył swym przenikliwym spojrzeniem w oczy uczniów i uśmiechał się do nich łagodnie.
Tay nie słuchała z resztą jak zwykle, ale wiedziała o co chodzi i o czym mówi Cristo. Była teraz zajęta rozważaniem co się stało Oscarowi. Zaraz po lekcjach Taylor pobiegła za przyjacielem na polanę gdzie zwylke chodzili. Kot usiadł w słońcu i rozglądał się. Kilka kolegów do niego podeszło, ale zaraz uciekli z obrażonymi minami. Później podbiegła Mel. Ta po chwili również go opuściła, a jaj mina ukazywała wielkie obrażenie i pogardę. Coś było nie tak...
"Melonie z własnej woli nie odeszłaby od Oscara"-Myślała Tay.-"Tu dzieje się coś złego..."
Podbiegła do przyjaciela i usiadła obok niego. Spojrzała w jego stronę i uśmiechnęła się.
-Hej...-Szepnęła nieśmiało- Co u ciebie Oscar?
Kot parsknął i obrócił głowę w drugą stronę. Jego oczy straszliwie zaświeciły, a Tay posmutniała i jednocześnie trochę się przestraszyła. Miał ostre kły, najeżoną sierść, świecące oczy i rozgniewaną minę.
-Oscar przepraszam cię za to co się wczoraj stało. Nie musisz brać już nigdy więcej mojej winy na siebie.-Szepnęła i spuściła głowę z nadzieją, że przyjaciel jej wybaczy.
-A weź spadaj!- Krzyknął kot i wyszczerzył kły. -Gadasz bzdury. Z resztą jak zawsze!
Oscar skoczył przed siebie i pobiegł gdzieś w krzaki. Zniknął. Taylor poczuła ogromny ból w sercu. Jej przyjaciel taki nigdy nie był. Ta postać, z którą dzisiaj rozmawiała to nie był on...Miała ochotę płakać. Oscar po prostu się od niej odwrócił, a ona nie ma pojęcia za co. Przeprosiła go, ale wątpiła, że chodzi o sprawę z Mel i raissantami. Kotka obróciła się i zaczęła iść w stronę domu. Zrobiło się już całkiem ciemno, a dopiero szła obok polany świecących motyli. Zatrzymała się i spojrzała w stronę tego magicznego miejsca. Pobiegła na polankę pełną cudownych robaczków i przedzierając się przez krzewy i trawy, dotarła. To miejsce kojarzyło jej się z Oscarem, więc zrobiło jej się smutno, ale zaraz po tym rozchmurzyła się dzięki motylkom. Wystawiła łapkę, aby jeden z nich usiadł na niej. Tak się też stało, a kotka uśmiechnęła się szeroko. Przez krótki moment zapomniała o swych zmartwieniach. Chwilę po tym położyła się na trawie i spojrzała w gwiazdy. Przez myśl przebiegły jej słowa Cristo z dzisiejszej lekcji.
-Proszę cię Cristo... Uchroń mnie od fałszywych przyjaciół, bo z wrogami poradzę sobie sama...-Szepnęła Taylor, ani przez chwilę nie przestając patrzeć na nocne niebo.
Subskrybuj:
Posty (Atom)