piątek, 28 listopada 2014

Zło potrafi zmienić dobro...

    Oscar jak zwykle siedział nie słuchając Cristo i gadał z kolegą, który był za nim, a Taylor już otrząśnięta po wczorajszych słowach wyroczni rysowała pazurkiem po drewnianej tabliczce. Lekcja była nudna i pozbawiona sensu według kotki. Po prostu chciała ją przesiedzieć. Nie działo się nic ciekawego. Cristo coś mówił o owocach.
    Kiedy pierwsze ze słońc zaczęło zachodzić za horyzont, nauczyciel wypuścił nastolatków z lekcji. Niektórzy biegli w stronę swoich domów, przedzierając się przez las, a inni pędzili na polanę, by tam porozmawiać z przyjaciółmi. Oscar dziś wyjątkowo się nigdzie nie spieszył. Szedł razem z Taylor w stronę polanki.
-Wiesz już o co chodzi z tą przepowiednią?-zapytał nieśmiało Oscar.
-Nie...-Szepnęła
Kot pokiwał głową.
-Myślę, że będziesz kimś ważnym.- Kontynuował rozmowę.
Tay uśmiechnęła się.
-No co ty...
-Ale mówię ci!
-Niby kim?
-Królową!-Zaśmiał się i skoczył przed kotkę.
-Oj nie żartuj sobie. To poważna sprawa...
-Dobra, masz rację.
Dotarli do polany. Dookoła niej rosły wspaniałe drzewa. Taylor spojrzała w stronę tych, na których rosły owoce.
-Ty. Nie jesteś czasem głodny?
Oscar uśmiechnął się i pokiwał głową. Błękitnooka podbiegła do owocowego drzewa. Objęła pień i wbiła w niego pazury. Zaczęła wdrapywać się na górę. Dotarła do grubej gałęzi. Wspięła się na nią i sięgnęła po owoce. W tym samym czasie pod to drzewo przybiegł Oscar, a za nim Mel.
-Uważaj Taylor!- Krzyknął zaniepokojony kot.
-Tak!-Zaśmiała się Mel -Nie spadnij!
Taylor trochę oburzyła się złośliwymi uwagami Mel. Złapała za jeden z owoców. Był soczysty i miękki. Niestety wyślizgnął jej się z łapki i spadł prosto na Melonie. Lepki sok pokrył całą grzywkę i twarz nieszczęsnej kotki, a na dodatek owoc ten był zamieszkany. W środku urządziła sobie ucztę rodzinka Raisantów*. Stworzonka o czarnych jak węgiel oczkach i czerwonych niczym lawa ciałkach zaczęły gryźć bezbronną Mel, ponieważ była pokryta słodkim owocowym sokiem. Kotka podskoczyła i z piskiem zaczęła uciekać. Taylor zamiast współczuć bezbronnej koleżance po prostu się z niej śmiała. Mel wbiegła w gęstą i wysoką trawę, padła na grzbiet i zaczęła turlać się po niej w celu pozbycia się natrętów z jej lśniącego futerka. Wszystkie oczy znajdujące się na polanie teraz patrzyły z pogardą na nią. Taylor śmiała się tak ze znienawidzonej koleżanki, że aż spadła z drzewa, ale w cale się tym nie przejęła. Oscar nie wiedział co ma zrobić. Lubił Mel, ale stała się obiektem drwin innych kotów i nie chciał jej pomagać, więc tylko stał i patrzył z lekkim uśmieszkiem na pyszczku. Kiedy pogryziona przez mrówki kotka zrozumiała co się stało i podniosła się z ziemi, był już wieczór i nikogo nie było na polance, a Taylor wracała sobie z Oscarem spokojnie do domu. nagle przed nimi  wylądował Cristo.
-Witam was dzieci-Powiedział grzecznie-Słyszałem, że macie coś wspólnego z Mel i Raisantami. Przyznajcie się, które z was to zrobiło?
Koty milczały. Taylor bała się przyznać. Nie wiedziała jak może ją ukarać nauczyciel.
-To ja proszę pana- Powiedział Oscar ze spuszczoną głową i mrugnął okiem do swojej przyjaciółki-Przepraszam...
-Zawiodłem się na tobie Oscar. Pójdziemy teraz do Melonie i przeprosisz ją ładnie.
-Czyli... Nie zostanę ukarany?
-Nie, kara cię nie minie, ale to później, a teraz idziemy przeprosić twoją koleżankę.
Oscar pokiwał głową i obrócił się do Tay.
-Nie czekaj na mnie-Szepnął smutno.
Taylor poszła do domu sama
    Dwie godziny później, kiedy było już całkiem ciemno i tylko gwiazdy oświetlały drogę, Oscar wracał do domu przez las. Po drodze rozmyślał nad tym co się stało. przeprosił Mel w imieniu Taylor, oczywiście wtedy gdy Cristo nie słyszał. Czuł, że postąpił słusznie. Jego błękitnooka przyjaciółka zawsze ratowała mu skórę i dziś była dobra chwila, aby się jej odwdzięczyć. Oscar dotarł już do wielkiego drzewa, kilka kroków od jego nory, gdy nagle przed nim wylądowała mroczna postać koloru czarnego. Miała duże skrzydła i świecące, czerwone oczy. Oscar przysunął się do drzewa i ze strachem w oczach obserwował postać. Przez myśl mu nawet nie przeszło, żeby uciekać.

Skrzydlastym cieniem okazała się być Grotto. Podeszła bliżej kota.
-Spójrz mi w oczy!-Odezwał się przeraźliwy głos przypominający krakanie wrony.
Oscar uczynił dokładnie przeciwnie. Obrócił się od złego ptaszyska i zasłonił się łapą.
-I tak zrobisz to co ci rozkażę!-Krzyknęła.
-Zostaw mnie!-Pisnął Oscar patrząc jej prosto w czerwone ślepia i uczynił dokładnie po jej myśli. Oczy Grotto jakby zapłonęły światłem. Oscar padł na ziemię. Gdy się obudził był już ranek, bogini nie zostawiła po sobie ani śladu, ale kot mimo nie zmienionego wyglądu, nie czuł się tak jak wcześniej...
_________________________________________________________
*Raisant- duża, czerwona mrówka.

7 komentarzy:

  1. Super nocie :3 Przepiękny obrazek :) Masz talent :D Zapraszam http://zycielwicymaishy.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję bardzo. Chętnie jeszcze wpadnę na Twojego bloga. Miło się czyta. Dodaję do ulubionych!

      Usuń
  2. Jejku, chciałabym umieć tak rysować jak ty :D Notka niezwykła :) Dobrze, że ta Mel została pogryziona
    Pozdrawiam :*

    OdpowiedzUsuń
  3. Świetny rozdział ale co z Oscarem? Co zrobiła mu ta zła Grotto? Muszę się dowiedzieć!

    OdpowiedzUsuń
  4. Świetne opowiadanie.
    Pierwszy raz jestem na tym blogu a już mi się bardzo spodobał.
    :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Ciekawy post. Ciekawe co będzie dalej.

    OdpowiedzUsuń
  6. Wspaniała nocia :3 Nie mogę się doczekać kolejnej :)
    Pozdrowionka ^^

    OdpowiedzUsuń